Właściwie to tytuł tego artykułu powinien brzmieć mniej więcej tak „O piłce nożnej młodzików, czyli jak Jasło skończyło się w Krośnie”. Tylko, że gdyby dać temu taki tytuł, to nikt by tego tekstu nie przeczytał. Już tłumaczę, co autor miał na myśli.
28.08.2010, około godziny 14.00 stałem sobie na balkonie pokoju hotelowego w Krośnie. Miałem widok na stadion krośnieńskiej drużyny piłki nożnej, gdzie akurat rozgrywany był mecz młodzików. Za piłką nożną nie przepadam, ale takie określenia przychodziły mi do głowy, gdy patrzyłem na ich grę: dużo szarpaniny, młoda krew, chcą dobrze, trochę brakuje dopracowania, nie mają jeszcze doświadczenia. Nie bez powodu piszę to wszystko. O 14.00 byłem po doświadczeniu Dni Wina w Jaśle i jakoś to wydarzenie w moich odczuciach wydawało mi się tożsame z meczem, którego fragment mogłem obejrzeć.
Miałem nadzieję, że w Jaśle pobędę dłużej, ale jakoś się nie udało. W tym roku było tam zupełnie przedziwnie. Pani burmistrz ze świtą obchodziła stoiska, wymiatając w ten sposób chcący-nie chcący przypadkowych gości, panowie z samorządów wprost wchodzili na stoiska z tekstem „to czego się napijemy” albo „oooo, to może z szefuńciem sobie fotkę zrobimy”, straży miejskiej było tyle, że na jednego gościa przypadało chyba dwóch funkcjonariuszy. Nie chcę wylewać żalów i gromadzić sobie nowych wrogów. Wolałbym, żeby ta impreza była bardzo udana, ale powiem szczerze – mi się nie podobało. Za rok chyba ominę Jasło, może do 2012 mi przejdzie i znowu tam wpadnę. Moim zdaniem – ryfa. I jeszcze jednego, technicznego, zagadnienia zrozumieć nie mogę. Kupuję bilet za 15 PLN, wchodzę do namiotu festiwalu. Jeśli mój pęcherz nie wytrzyma i będę musiał wyjść na chwilę za potrzebą, to na mój bilet już nie wejdę… Dlaczego? Bo tak!
Gwoździem do trumny był jeden z tekstów, po którym, choć próbowałem się zmusić, to moje nogi same powędrowały do wyjścia. Pozwólcie, że daruję sobie nazwiska (chodzi o jednego z przodujących, polskich producentów). Sytuacja była następująca – po zapytaniu właściciela winnicy o możliwość spróbowania konkretnej butelki, ten wyciąga ją z lodówki, otwiera i zaraz biegnie gdzieś, ponieważ euro-deputowany go wyciąga. Czekam 5 minut, 10, w końcu pytam Panią która została na stoisku, o możliwość spróbowania tego wina, które zostało otworzone, ale nie doczekało się nalania do mojego kieliszka. Odpowiedź była porażająca; „Ja nic nie wiem, tego wina panu nie dam, bo jest dla VIPów, a oficjalnie mamy tylko dwa inne białe wina do degustacji”. Pomyślałem sobie „Aha…” i dokonałem wymarszu. Za VIPa ani się nie uważam, ani też nie boli mnie to, że nie zostałem zaszczycony możliwością degustacji tego genialnego wina, ale jeśli polscy winiarze i winnice w ten sposób podchodzą do promocji i budowania swojego wizerunku, to szczerze im gratuluję…
Cieszy mnie natomiast fakt, że Winnica Płochockich wraz ze swoimi winami ma się bardzo dobrze. Super jest też to, że to bardzo mili i otwarci ludzie, bez krzty zadęcia (a jako winnica odnosząca sukcesy mogłaby się pokusić o patrzenie na innych z góry)! Bardzo się cieszę, że mogłem wrócić do domu z butelką Seyval Blanc 2008 Winnica Płochockich.
Bardzo ciekawym stoiskiem był przedstawiciel regionu Marche z Włoch, który otworzył kilka przyzwoitych butelek, włączając w to wyśmienitą oliwę.
Jeśli lubicie cudne przysmaki spod gwiazdy „Slow Food” to dla nich z pewnością warto zajrzeć do Jasła;)
Zatem cieszyłem się, że już jestem w Krośnie, stoję na balkonie hotelowym, oglądam mecz, którego poziom przypomniał mi świeżą jeszcze wizytę w Jaśle. Najbardziej cieszyłem się z tego, że zbliżało się popołudnie wypełnione winem na krośnieńskim rynku. Winem, które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło i dało głównie dobre wspomnienia na zakończenie weekendu.
To by było na tyle. Więcej grzechów nie pamiętam.
Jeśli zaś chodzi o Krosno i tamtejszy festiwal win węgierskich, to więcej informacji w kolejnym artykule.
Poniżej kilka zdjęć z Jasła.