Jak wygląda jej dzień pracy? Boję się o tym myśleć. Wnioskując z liczby publikacji oraz częstotliwości dokonywanych aktualizacji prowadzonej przez nią strony www.jancisrobinson.com śmiem twierdzić, że jest to życie toczące się od jednego lotu samolotem do drugiego, po drodze kilka spotkań z degustacjami i dalej – samolot, taksówka, hotel, prysznic, śniadanie, taksówka, degustacja, taksówka, degustacja, taksówka, samolot… Ah! Jeszcze trzeba dokończyć pisanie książki. Hmmm… Książki, czy książek? Nie pamiętam. No i jeszcze strona internetowa. Codzienne wpisy. Nie jakieś tam wzmianki kilku zdaniowe. Ciekawe artykuły, tezy, antytezy, konkluzje, wnioski, odpowiedzi na komentarze. Nie ma żartów. Jedna degustacja, druga, festiwal win Argentyny, Chile, Francji czy Polski. Jakiś wywiad. Uffff…. Koniec tygodnia. Wracam do domu, otwieram butelkę ulubionego Rieslinga i odpoczywam.
To z pewnością trochę przerysowany obraz życia pani Robinson. Jak bardzo? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne, dużo tu wina i przemieszczania się. Czy ja chciałbym tak żyć? Nie bardzo. Czy życzę jakiemuś maniakowi winiarskiemu takiego życia? Raczej też nie. Mimo tych degustacji DRC czy Lafite-Rotschild. Chciałem krzyknąć – Pani Jancis! Niechże Pani pobędzie z rodziną! Nie zrobiłem tego. Dlaczego? Może tak naprawdę zazdroszczę…? Jedni się poświęcają, by inni mogli korzystać. Dziś wiem tyle, że na temat wina wiedziałbym dużo mniej, gdyby nie pani Jancis Robinson. MW – oczywiście;)