Viniculture.pl – Blog o winie

Be, or not to be…?

Raczej nie jestem z tych, którzy pieją z zachwytu, gdy wprowadzane jest jakieś nowe prawo regulujące kolejną bardzo ważną sferę naszego życia. A że każda jest ważna, to trochę zapisów prawnych mamy. Mnie właściwie interesuje tylko jeden dokument, ale jego zawartość i konsekwencje stosowania, czynią z niego temat pokaźnych rozmiarów. Ponieważ Viniculture.pl jest miejscem związanym z winem, to na tapetę, jako inspirację, biorę dziś ustawę o wychowaniu w trzeźwości, która wśród miłośników wina zdążyła sobie wyrobić skuteczna nazwę zastępczą – ustawa o wychowaniu w ciemnocie i głupocie. Jakoś ta ostatnia nazwa bardziej mi odpowiada.

Nie martwcie się, nie zabieram się za analizowanie owej ustawy strona po stronie. Tak wspomniana ustawa jak i różne inne regulacje prawne, które nabywamy  inwentarza EU, skłoniły mnie do popełnienia tego tekstu. Co więcej, jakoś nikt nie pali się, by napisać o relacji „pisarzy winiarskich” w stosunku do problemu alkoholizmu. Być może ktoś mi zarzuci robienie kreciej roboty, skoro w Polsce kultura picia wina dopiero się tworzy, a ja tu wyjeżdżam z jakimiś alkoholizmami i innymi dziwactwami.

Myślę, że nie trzeba powoływać się na liczby (i tak raczej nie doszacowane), by wiedzieć, że problem alkoholizmu jest duży i nie dotyczy tylko małych aglomeracji, gdzie przyjmowany alkohol można podawać niemal w hektolitrach per capita. Jeśli powątpiewasz, to przepraszam, ale najwyraźniej mało znasz się na temacie. Oczywiście mam tu na myśli Polskę, nie orientuję się jak ten problem wygląda w innych krajach.

Problem alkoholu przekłada się na wiele dziedzin życia społecznego; patologie rodzinne, bójki, wypadki samochodowe i wiele innych. Co i rusz w rożnych mediach spotkać można kampanie społeczne ostrzegające przed konsekwencjami związanymi z jazdą samochodem po spożyciu alkoholu lub innymi głupotami, których ludzie dopuszczają się „pod wpływem”. W związku z tym wspomniana wcześniej ustawa zabrania niemal wszystkiego (reklama, ostrzeżenia o czym się da i gdzie się da), w odniesieniu do alkoholu, nie rozróżniając na piwo, wino i mocne trunki. W gruncie rzeczy to nic dziwnego, billboard z tekstem, że dany komunikat dotyczy tylko piwa wywołałby tylko ośmieszenie takiej inicjatywy.

Unia Europejska, poza środkami stricte prawnymi, współpracując z dużymi producentami win, popiera też program Wine in Moderation, którego celem jest edukacja konsumentów odnośnie kontrolowanego spożycia alkoholu i jego konsekwencji.

Na końcu i tak wszystko wpada do jednego worka. Alkohol to alkohol i pozamiatane. Bardzo proste.

Myślę, że tak wygląda opinia większej części społeczeństwa (w tym polityków tworzących prawo). Nawet do głowy nie przyjdzie pomysł o rozbiciu danych i zastanowienie się jak one wyglądają przyglądając się tylko wódce czy piwu…


W euforii i zauroczeniu światem wina nigdy nie zatraciłem się na tyle, by zupełnie zbagatelizować problem alkoholizmu. Uważam też, że należy starać się walczyć z nim w sensowny sposób. Widzę dwa podstawowe obszary, w ramach których trzeba podejmować różnego rodzaju aktywności:

– zapobieganie skutkom alkoholizmu i przeciwdziałanie rozpowszechnianiu się choroby (bo to jest choroba, którą się leczy, gdyby ktoś nie wiedział)

– edukacja społeczeństwa w zakresie świadomego spożycia

O ile na temat pierwszy mam niewiele do powiedzenia i ta strona internetowa to nie najlepsze miejsce do uzyskania pomocy, o tyle  temat drugi jest dla mnie bardziej istotny i więcej mam do powiedzenia. Nie tylko dlatego, że tym zagadnieniem się zajmuję, ale też dlatego, że związane jest ono z perspektywą „przyszłości”. Jednym słowem, żywię nadzieję, że doczekam dnia, w którym będzie się mówiło o naszym kraju, jak o cywilizowanym miejscu, gdzie wina pije się dużo i ludzie poza konsumpcją umieją przy okazji o nim porozmawiać. Czyli zgodnie z przysłowiem „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

Po kolei. Po pierwsze, uważam, że wrzucanie wina do worka z pozostałymi alkoholami, może nie jest nadużyciem, ale z pewnością jest niesprawiedliwe. Intuicja i doświadczenie podpowiadają mi, że mocno byśmy się zdziwili, gdyby tak oddzielić wino od piwa i mocniejszych destylatów i spojrzeć na wyniki badań nad negatywnymi konsekwencjami spożywania alkoholu. Liczba wypadków samochodowych, bójki, uzależnienia czy też śmierć z powodu przedawkowania – te liczby stanowią ułamek procenta w całości. Takie mam przeczucie graniczące z pewnością…

Po drugie, w pełni mocy obowiązuje zasada – więcej = mniej. Tak. To jest kwintesencja „edukacji”. Przynajmniej w moim – wyidealizowanym – wyobrażeniu na temat świata, jego porządek taki właśnie jest. Wychodzę z założenia, ze edukacja konsumentów związana ze świadomym piciem wina, pogłębienie wiedzy, odkrywanie coraz to nowych regionów, szczepów, stylów wina prowadzi do zmniejszenia konsumpcji i na końcu też bardziej świadome i odpowiedzialne podejście do tematu. Głęboko wierzę, że Wy, jako czytelnicy będziecie pili coraz więcej, by na końcu pić mniej. Mniej oznacza lepiej. Przecież po przetestowaniu najniższej półki coraz rzadziej będziemy tam sięgali. Wygra konsumpcja umiarkowana, o podwyższonej jakości. Jeśli Wasza pensja będzie rosła proporcjonalnie do nabywanej wiedzy, wtedy może się okazać, że jest problem;) W przeciwnym razie moja teoria ma 99% szans powodzenia.

Pisząc o edukacji mam na myśli nie tylko tych, którzy na temat wina piszą. To także Ci, którzy organizują i prowadzą warsztaty i szkolenia, oraz wszyscy inni, którzy swoją pracą krzewią kulturę picia wina robiąc to co robią.

Myślę też, że nie ma drugiego takiego alkoholu, o którym tak wiele pisałoby się podając coraz to nowe wyniki badań naukowych, dowodzących o dobrym wpływie wina na rożne obszary życia. W kontekście samego zdrowia łatwo znajdujemy informacje o działaniach poprawiających pracę serca, leczących choroby oczu i inne. To nie wszystko, gdyby przyjrzeć się doniesieniom ze świata dowiemy się również o wpływie na poprawę pożycia seksualnego i zostaniemy ostrzeżeni, ze jako „pijacze” wina mamy mniejsze szanse na dostanie pracy;)

Wierzę gorąco we wszystkie teorie, które tu spisałem. Jeśli rozmijają się z rzeczywistością, to biada mi, wszak pisząc o winie przykładam rękę do rozpowszechniania się „choroby”.

Tak więc odpowiedzialność jest wielka w moich oczach. Ostatnio Wink Lorch napisała dłuższy tekst poświęcony właśnie kwestiom odpowiedzialności „wine writers and critics” w stosunku do konsumentów i branży. Ken Payton w materiale wideo zamieszczonym poniżej nazywa osoby piszące o winie „profesjonalistami i ambasadorami dobrej woli”. Zgadzam się z jego opinią, ale Wink podkreśla ważną sprawę w krótkich słowach: „Koledzy piszący… nie chcę widzieć na Waszych blogach, tweet’ach, postach na Facebook’u ŻADNYCH informacji odnośnie tego ile wczoraj wypiliście, co się działo „pod wpływem” i czy dziś macie kaca, czy nie za bardzo”. Nie mogę się nie zgodzić z tymi słowami, myślę, że dojrzale rozumiana odpowiedzialność jest kluczem we właściwym podejściu do tematu. Życzę sobie, by na końcu okazało się, że jeśli nie profesjonalistą, to przynajmniej jestem „ambasadorem dobrej woli”.

W tym miejscu chciałbym zachęcić Was gorąco do obejrzenia filmu poniżej. To dyskusja panelowa, która miała miejsce w trakcie European Wine Bloggers Conference 2010 Vienna. Znajdziecie tu niemal wszystkie możliwe stanowiska na temat odpowiedzialnego spożywania wina (komisarz europejski, przedstawiciel ruchu Wine in Moderation, znany amerykański blogger, a więc i edukator), może z wyjątkiem opinii stricte medycznej, która mogłaby być reprezentowana przez jakiegoś lekarza.
Kiedyś się zastanawiałem, czy nie jest zbytnim nadużyciem krzyczenie w tym miejscu raz na jakiś czas prostackiego „pijmy wino!”. Dziś znam odpowiedź, sprawa jest prosta – PIJMY WINO!;) Na zdrowie!

Exit mobile version