Viniculture.pl – Blog o winie

„Lubię chodzić do ZOO” aka 5 Zlot Blogosfery

Lubię bogactwo gatunków na wyciągnięcie ręki. Ogród osobliwości, którego można doświadczać we własnym tempie, jednocześnie mając świadomość, że samemu jest się okazem. Obserwacje ciekawią mnie od dawna, pewnie dlatego ostatnimi czasu wchłonąłem kilka książek napisanych przez antropologów. Podglądanie innych jest fajne, leży głęboko w ludzkiej naturze, ta ciekawość, która powoduje, że zamiast odwrócenia wzroku wracamy do eksponatu bezczelnie przyglądając się zastanej sytuacji. Oczywiście różne są typy zoo, różne typy obserwacji.
To wszystko składa się mi na obraz zoo, które lubię, choć niestety nie mam okazji zjawiać się w nim często. Konkretnie raz do roku, ogrodem osobliwości jest polska blogosfera winiarska, która raz w roku z okazji spotkania używa hasztaga #winoblogi.
Kolejny zlot za nami, za każdym razem jest coraz gorzej (dalej o tym dlaczego tak myślę), ale towarzystwo się trzyma, więc zapewne doczekamy 6 edycji za rok. A propos trzymania się – to właśnie jest powód dla którego stawiam się co roku – mam okazję spotkać się z ludźmi z którymi często nie udaje się spotkać przez cały rok. W tym miejscu pozdrawiam Mariusza Boguszewskiego z bloga PisaneWinem.pl i dziękuję za wsparcie w tworzeniu loży szyderców z przedostatniego rzędu. Fajnie było zobaczyć Was wszystkich po raz kolejny. Współczuję tym, którzy byli po raz pierwszy i musieli to wszystko oglądać.
Ponieważ redaktor naczelny Wojciech Bońkowski podzielił się wyrazami uznania skierowanym w stronę mojej skromnej osoby, czuję się zobowiązany do podtrzymania wątku – jestem jedynym blogerem który pisze wyłącznie o zlocie. W końcu znalazłem sobie niszę w winie w której dobrze się czuję. Warto zatem podzielić się przemyśleniami.

Body language – ktoś tu jest na „nie”. © Robert Szulc aka. Winiacz

Odnoszę się ogólnie do części do obiadu oraz potem do afterparty.

Do obiadu.

Rzeźnia. Zero merytoryki. „Analiza” blogosfery – prezentacja wizualnie przypominała mi pierwsze kroki moich dzieci w powerpoint’cie w III klasie szkoły podstawowej. Merytorycznie nie było tam niestety też nic (jeden slajd z liczbą lajków na FB z którego nie wynika nic oraz trochę danych o rynku winia w PL bez podania źródła). Oceniam że poświęcono jej jakieś 2-3 godziny wieczoru poprzedzającego zlot.
Grillowanie tekstów aka. Warsztaty kreatywnego pisania. Not! To nie warsztaty, ale grillowanie. Formuła warsztatów polega na czym innym.
Master of Wine – rozumiem, że sponsor Lidl Polska musiał wcisnąć swojego speakera, ale dlaczego jego część nie została nazwana „Luźne przemyślenia na temat zmieniającego się rynku wina”? Niestety to, co było zapowiedziane kryło się pod mrocznym tytułem „Premiumizacja (jest takie słowo?!?) na rynku nowoczesnym”. Miałem ochotę wydłubać sobie oko widelczykiem do deseru by mnie szybko zabrano do szpitala, niestety do herbaty podawane są łyżeczki, a że manualnie jestem średnio sprawny, to łyżeczką nic nie zdziałałem.
Pan specjalista reklamy z agencji Kalisińscy też był fajnym zjawiskiem, gdyby nie to, że gadał po prostu bzdury. Nie wspomnę o tym, że nie przygotował się do kontekstu wina więc na social mediowe bzdury nałożył kolejną, winiarską warstwę. I wciąż nie dostałem odpowiedzi na pytanie jak przejść od blogera do influencera. Wiem, że się nie nadaję, miałem przynajmniej nadzieję, że zobaczę jak ta droga może wyglądać w wykonaniu bardziej sensownych blogerów.

Afterek.

Podobno Jiro to najdroższa restauracja na świecie przeliczając rachunek na liczbę spędzonych minut na zjedzenie wszystkich dań. W naszym przypadku afterka po zlocie możemy chyba mówić, że to była najdroższa kromka chleba z oliwką i ozorkiem w życiu. Senses i Amaro wychodzą na taniochę. Jeszcze jeden ze starszych Panów Blogerów po dziś dzień z nieskrywanymi emocjami wspomina tę chwilę, gdy udało mi się przez ramę wyszarpać kawałek kurczaka, którym popił Schloss Gobelsburgiem w temperaturze 35 st., myśląć że pije Petera Metersa ;)
Poza kilkoma winami mocno niepijalnymi większość przyniesiona przez uczestników była wspaniała, więc można się było nacieszyć smakiem w kieliszkach.
PS. Whinsky – fajne miejsce, w lato będzie bajecznie, można się napić porządnego wina w fajniej atmosferze z ładnymi widokami.

(Większość zaprezentowanych niemerytorycznie powyżej opinii to wynik przeprowadzonego wywiadu środowiskowego, wszystkie moje uwagi zostały potwierdzone przez innych uczestników, więc powyższy tekst nie obowiązuje statystyczny błąd poznawczy).

Jeśli dożyję, nie ukryją przede mną tego wydarzenia za rok, to spotkamy się. W międzyczasie życzę samych smacznych win.

Exit mobile version