Czy oby nie przesadziłem zbytnio z tytułem?
Przeczytałem wpis Wojtka Bońkowskiego, będący podsumowaniem imprezy Grand Prix Magazynu Wino 2011. Ja na degustację dotrzeć nie mogłem, dosyć skutecznie unieruchomiła mnie angina. Tutaj odniosę się do fragmentu odnoszącego się do Franciacorty, ponieważ podpisuję się pod tą teorią obiema rencami. Sam zresztą, mniej więcej 3 tygodnie temu, mówiłem dokładnie to samo.
Nie skłamię jeśli powiem, że spróbowałem około 50-60 różnych etykiet. Poza dobrze znanymi hitami, jak wspomniany Ca’ del Bosco, moje zainteresowanie wzbudziła jedna butelka – JEDNA – Ricci Curbastro Franciacorta Extra Brut 2006. Pozostałe były do siebie mocno podobne i nie wzbudzające emocji.
Tak więc na końcu dylemat, dla winoluba, jest stosunkowo prosty. Prosta i bezpretensjonalna Cava za godziwe 45 PLN, a może Szampan z przytupem za 150+ PLN? Franciacorta jest gdzieś pomiędzy ze swoją nieregularną jakością, co raczej nie stawia jej na wygranej pozycji przy wyborach zakupowych. Pozwólcie może, że niemieckich Sekt’ów mieszał w sprawę nie będę.
Czy w Franciacorcie są dobrzy producenci? Są, spotkacie tam nawet wybitnych. Niestety większość jest – cytując Wojtka – „dość zwyczajnych”.
Otóż to! Właśnie dlatego bąbelki wyszły mi bokiem, brakowało mi stałego i wysokiego poziomu, jako poprzeczkę na stałe ustawioną w regionie, do której większość dorównuje, a perełki… One są warte niemal każdych pieniędzy. A szampan? Nim się jeszcze nigdy nie znudziłem.
OK. Przyznaję, mocno przesadziłem, że ten wpis jest analizą SWOT Franciacorty :)
A Wy? Co myślicie na temat włoskich bąbelków z okolic Jeziora Garda?