Zebrane w ostatnim czasie doświadczenia – własne i zasłyszane – zaprowadziły mnie do takiego ośrodka myślowego, który to każe mi napisać ten tekst.
Potraktujcie proszę moje słowa, jak swego rodzaju manifest edukacyjny skierowany do ludu zajmującego się winem, zwłaszcza do wszystkich, którzy pracują w tzw. „specjalistycznych sklepach” i swoją obecnością próbują być pomocni.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że moje podejście do pracy i popełniania błędów jest jasne – nie myli się ten, kto nie pracuje. Tak więc jestem wyrozumiały. Powtarzanie błędów oznacza dla mnie jedno – ktoś tam nie myśli.
Oto kilka doświadczeń:
– dzwoni do mnie znajomy i mówi, że rodzice mają 30stą rocznicę ślubu i potrzebuje jakiegoś wina z 81 roku. To pytanie co jakiś czas słyszy każdy, kto wśród znajomych uchodzi za takiego, co to się zna. Nie chciało mi się tłumaczyć niuansów, więc od razu powiedziałem „Porto”. A że 81 rocznik nie jest pewnie dostępny wszędzie, to podałem znajomemu namiary na największych importerów w Polsce, by obdzwonił ich z pytaniem czy coś mają. Po chwili oddzwania znajomy i mówi: „Zadzwoniłem do Centrum Wina i mi Pan powiedział, że nie ma czegoś takiego jak Porto z danego rocznika i że oni mają 30 years old Tawny i że to jest jedyne 30sto letnie dostępne u nich”. Moje przemyślenie było jasne: WTF?!? Czy ów rozmówca nie wie o tym, że rocznikowe Porto jak najbardziej istnieje? Może też nie wie, że jest coś takiego jak LBV?!? A może po prostu uznał, że dzwoni żółtodziób, nie ma co go wypuszczać z sideł, więc mu coś wciśniemy, co akurat mamy…
– idę sobie do sklepu, który dziś już nie istnieje i proszę o rekomendację jakiegoś Gewürztraminer’a. Stoją przede mną, na półce dwie butelki, więc pytam sprzedawcę czym się różnią poza ceną i jako odpowiedź dostaję coś takiego: „yyyy… ten pierwszy jest bardziej gewürz”…
– znajoma potrzebowała butelki Chinona. Posłałem ją do jednego sklepu na warszawskim Ursynowie, Chinona nie mieli, ale polecili jej w zamian Saint-Chinan z Langwedocji… Podobna brzmiąca nazwa czy jak?
– ostatnio w sklepie poprosiłem o typowe Soave, świeżego przedstawiciela gatunku. Pan sięgnął na półkę i podał mi Soave z 2007 roku. Bardzo żałuję że 1991 był niedostępny…
Moje wnioski i rekomendacje:
– czytaj książki i magazyny – jest ich trochę na naszym rynku, ich liczba nie powala, ale lepszy rydz… Z resztą – jak chcesz być specjalistą, to kup sobie kilka pozycji na Amazon.com lub w innym sklepie internetowym
– nie masz pieniędzy na książki? jest kolejna metoda, która kosztowo raczej nie wyczerpuje – internet. W tym miejscu znajdziesz subiektywną listę wartościowych linków związanych ze światem wina. Jedno kliknięcie i jesteś w domu
– nie masz czasu na przeglądanie mnóstwa stron www? zacznij używać RSS. W ten sposób codziennie będziesz dostawał listę najnowszych artykułów z ich nagłówkami, wybierzesz sobie te najbardziej interesujące i unikniesz biegania po wszystkich stronach bez celu (sam tak robię, bardzo polecam tą metodę)
– im więcej stron/magazynów/blogów czytasz, tym więcej opinii poznajesz = wyrabiasz sobie własne stanowisko
– otwieraj kolejne butelki i czerp doświadczenie z praktyki. Nie staraj się opisywać Barolo, które stoi u Ciebie na półce jak „typowe barolo” – nie tędy droga.
– jeśli chcesz wiązać się na dłużej z branżą rób kursy specjalistyczne, np. WSET.
– nie kłam!!! bądź szczery, masz prawo czegoś nie wiedzieć, przyznaj się do tego, obiecaj, że sprawdzisz fakty i wrócisz z odpowiedzią.
– jeśli piszesz o winach, to przed publikacją artykułu sprawdź go dwa razy. Znajdziesz kilka błędów stylistyczno-gramatycznych (sam je ciągle popełniam), ale przede wszystkim masz szansę na wyłapanie błędów merytorycznych! sprawdź fakty, to na kogo się powołujesz, zrób wszystko, by być wiarygodnym.
– bądź transparentny – dostałeś butelkę do recenzji? napisz o tym, że została Ci podarowana. Czytelnikowi należy się taka informacja.
Powracający pomysł
Dawno, dawno temu miałem pomysł na projekt mystery shopping, chciałem chodzić po sklepach, by sprawdzać jakoś obsługi klienta i wiedzę sprzedających. Odpuściłem sobie z braku czasu. Poza tym pomyślałem sobie, że to nie jest konieczna sprawa. Dziś coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy nie wrócić do pomysłu, by zmobilizować kilka osób. Może gdyby tak zamieszczać opisy sklepów z komentarzem, to może ktoś się poczuje i się czegoś wykuje…
Jeśli o czymś zapomniałem, proszę o komentarz.
Jakie są Wasze opinie? Co myślicie o stanie wiedzy i jakości usług, które swoją osobą prezentują obywatele pracujący w „sklepach specjalistycznych”?
Podobne
wpisy