Biodynamo – znowu otwieramy puszkę Pandory

Jakie wina? Biodynamiczne?

Wina biodynamiczne – temat powraca jak bumerang. Nic dziwnego, to w sumie jeden z ciekawszych obszarów w świecie wina w ostatnim czasie – przeciwnicy i zwolennicy ciągną niekończącą się wymianę argumentów za i przeciw. A ponieważ w historii ludzkości jeszcze nie zdarzyło się, by od stołu jedna strona wstała przekonana przez drugą, to dyskusja ma szansę na załapanie się do kategorii „niekończąca się opowieść”.

U mnie temat powraca za sprawą moich znajomych, z którymi miałem okazję próbować kilku win. Od rozważań o ekspresji terroir, czystości charakterystyki szczepów kończyliśmy na winach biodynamicznych, sarkastycznych spojrzeniach, cichych komentarzach i westchnieniach. Niby nikt nikogo nie uraził, ale dwa skrajne obozy zarysowały się wyraźnie i stężenie pogardy w powietrzu powoli zaczynało nakłaniać wszystkich uczestników do wyjścia poza strefę komfortu.

Wina biodynamiczne - jeden z preparatów

Przepraszam Pana bardzo, ale że niby gdzie mam sobie wsadzić to coś?

Od razu przypomniał mi się niedawno opublikowany artykuł, w którym cytowane jest badanie dowodzące, że faza księżyca nie ma wpływu na to jak smakuje wino. [Tu warto przypomnieć, że wielu dużych graczy z UK organizowało swoje degustacje dla dziennikarzy i krytyków w oparciu o kalendarz biodynamiczny.] Mocno zainteresowanych tematem odsyłam do całego badania.

Wierzący i agnostycy

Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Podkreślę po raz kolejny, że zasady biodynamiki w mojej opinii należy traktować jak religię. Pewne rzeczy działają, choć naukowo nie jest to udowodnione. Brzmi znajomo? Gdybyśmy zrobili test… przyznanie się do wiary w dowolnego Boga (weźmy za przykład wyznanie chrześcijańskie i kościół katolicki) może wzbudzać godne politowania spojrzenia słuchaczy i chęć dopowiedzenia czegoś w stylu „a Ewa została stworzona z żebra Adama? OK, zamknij oczy, powtórz to jeszcze raz. Teraz otwórz oczy i serio potwierdź mi, że wierzysz w to wszystko”.  Tak więc argument ostateczny może być taki – „Ej, ale ja wierzę, o to chodzi w wierze, że jest nieudowodniona (gdyby była, to stałaby się nauką, nie wiarą, tak?). I jeśli jednak mamy do czynienia z wiarą, to nie wiadomo co działa i czy działa cokolwiek. Dla takiego agnostyka biodynamicznego działa to, że są to wina produkowane z minimalną interwencją ludzkiej ręki i bez dodawania połowy zawartości tablicy Mendelejewa. Czyli jakby wina naturalne (nie czepiajmy się teraz definicji win naturalnych).

Felton Road Pinot Noir

Felton Road Cornish Point – Pinot Noir 2014. Czyste dobro.

W co wierzę?

Z biodynamem jest identycznie – uznaję, że wielu wierzy, że to działa, ale nauka nawet jeśli nie przeczy wprost, to z pewnością nie udowadnia, że praktyki biodynamiczne działają. Wierzę natomiast, że podejście 100% naturalne do uprawy winorośli i procesu produkcji jest zdecydowanie wyczuwalne w kieliszku. Wierzę przede wszystkim w wina dobre, jak na przykład ten Felton Road Cornish Point Pinot Noir 2014 Central Otago.

Na koniec najbardziej gorliwych poszukiwaczy prawdy i nowych paradygmatów zapraszam tu.